piątek, 25 czerwca 2010

Karol Konwerski - jazda obowiązkowa

Karol Konwerski, rocznik ’80 - scenarzysta i publicysta komiksowy. Scenarzysta albumów „Blaki”, „Pan Blaki” i „Blaki – Paski” (z Mateuszem Skutnikiem) i „Zupełnie nieznanej przygody dobrego wojaka Szwejka w mieście Przemyślu” (z rysunkami Daniela Delatour). Komiksy do jego scenariuszy gościły m.in. w antologiach „Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o piłce...” i „Pozdrowienia z Interstrefy”. Jeden z założycieli internetowego magazynu Below Radars, który w latach 2006-2008 stanowił ambitną alternatywę dla innych komiksowych sajtów. Współpracował z magazynami KZ i Nowa Fantastyka, był redaktorem działu publicystyki nieistniejącego już magazynu KKK. Pisze scenariusze do flashowych gier realizowanych pod egidą Pastel Games (z grafiką autorstwa m.in. Kamila Kochańskiego, Macieja Pałki, Mateusza Skutnika).

Jak zaczęła się Twoja przygoda z komiksem? Co pchnęło cię do pisania scenariuszy komiksowych? I dlaczego akurat komiksowych, a nie filmowych czy teatralnych? 

KAROL KONWERSKI: To nie tak. Nie wstałem pewnego dnia z mocnym postanowieniem „od dzisiaj to będę scenarzystą komiksowym”. Rzecz prosta i trochę przypadkowa. Komiksy czytam od zawsze, próbuje klecić zdania też od zawsze... Od zawsze w ustach trzydziestolatka brzmi co najmniej żenująco, ale niech będzie.

Które dzieła wywarły na Ciebie największy wpływ, kto jest Twoim pisarskim wzorem? Opowiedz o swoich inspiracjach, również tych pozakomiksowych. 

Wzory mam, ale nie mają one wiele (chyba) wspólnego z moimi komiksami. Stanisław Dygat - lecę po nim jak diabli... konstrukcja i sposób opowiadania absolutnie dla mnie mistrzowska. Woody Allen - nie filmowiec, a pisarz. Philip K Dick - szaleństwo, wyobraźnia i pierońska konsekwencja.

Inna rzecz, że staram się czytać jak najwięcej... nie komiksów, to cholernie pomaga.

Trzy najlepsze komiksy, które przychodzą Ci do głowy zawsze, kiedy ktoś budzi Cię w nocy i zadaje takie głupie pytanie? 

To pytanie zadała mi niedalej jak tydzień temu Agata Bara i... absolutnie zdurniałem, bo nie mam jakiegoś top 10 komiksów, raczej top 10 autorów, których połykam wszystko: Chris Ware, Adrian Tomine, Seth, Paul Hornschemeier.



Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym był, jak oceniasz go z perspektywy czasu?

Komiksowy: pierwszym poważnym była krótka, dwustronnicowa opowiastka do kwartalnika „Grafia”, wspólnie z Tomkiem Minkiewiczem - to nie była zła historia.

Zabawne, bo tak sobie przypomniałem swój pierwszy, pierwszy komiks, który sam narysowałem, coś o łodziach podwodnych, nazistach i plamach ropy naftowej... 

Wcześniej pisałem jakieś mega kupy dla telewizji edukacyjnej o nastolatkach - jeden nawet wybrali i zrealizowali, to były strasznie złe rzeczy, ale płacili dobrze.
 
Pierwsze scenariusze pisałeś intuicyjnie, czy opierając się o teoretyczną, książkową wiedzę?

Intuicja głównie, trochę poradników filmowych czytałem, ale to nie ma absolutnie znaczenia 

Masz jakieś własne, specyficzne metody pracy nad scenariuszem? Opowiedz o kolejnych etapach pisania.

Wszystko zależy od tego, dla kogo ten scenariusz i czy na komiks, czy może coś innego... Komiksowe są bardzo różne, z reguły piszę skrypt z głównymi dialogami, podziałem na sceny (ale sceny dla mnie, nie dla rysownika), najczęściej (od jakiegoś roku półtora - dzięki Mateuszowi) w zeszycie, z daleka od komputera. Jeśli to, co nabazgrałem ma sens przy przepisywaniu, to lecimy dalej (rzadko) lub ląduje w koszu (najczęściej). Nie lubię planowania plansz, kadrów itd. z kilku powodów, po pierwsze to trochę uwłacza rysownikowi jako twórcy, po drugie może być odebrane jako brak zaufania i po trzecie ogranicza to historię tylko do tego, co ja mam w głowie... W efekcie powstaje spore sito i rzadko kiedy uznaję, że coś jest na tyle dobre, żeby zawracać komuś głowę...

Teraz trochę to zmieniam, bo to droga donikąd - nie myli się ten, kto nic nie robi, stąd komiks dla Kartonu, stąd lekkie rozdawnictwo scenariuszy...

Czy to ma sens i wartość - zobaczymy.

Inaczej jest z jakimiś pseudokomercyjnymi tekstami, bo tu wyjścia nie ma - musi coś powstać.

Masz jakieś ulubione cechy, którymi zwykłeś obdarzać wymyślone postacie, ulubione motywy, do których wracasz w kolejnych scenariuszach?

Pewnie tak, ale nie wiem jakie.

Piszesz scenariusze w postaci luźniejszych opowiadań czy precyzyjnie rozpisanych kadrów? Opracowujesz storyboardy czy tylko sugerujesz rozmiar kadrów?

Jak mówiłem, nie lubię tego, ale czasami jest to konieczne - w grach wygląda to inaczej, czego nie rozpiszę, nie zaplanuję, to potencjalny problem i babol.

Częściej planujesz całą historię w głowie, a dopiero potem siadasz do rozpisywania jej na kadry, czy pozwalasz jej żyć, rozwijać się wraz z każdą kolejną stroną bez całościowego planu?

Każda historia najpierw pojawia się w głowie, żyje sobie, żyje, czeka na moment, kiedy siądę i ją spiszę - nie siadam do pisania, kiedy nie wiem, o czym to jest, do czego zmierza, jak się kończy. Jednej rzeczy, której nie robię, to nie opowiadam - historia opowiedziana jest spalona, skończona i przestaje być dla mnie atrakcyjna.

Każdy dialog sobie przepowiadam po 10 razy, póki nie brzmi tak, jak chcę.



Jakie rozwiązania scenopisarskie – w stylu bohatera budzącego się na ostatniej stronie i stwierdzający, że wszystko było snem - wyjątkowo grają Ci na nerwach? 

Sen nie jest absolutnie złym rozwiązaniem, zresztą nie ma takiego czegoś, jak wyświechtane czy denerwujące rozwiązania, są tylko dobrzy albo źli pisarze...

Dopiero co skończyłem „Sen srebrny Salomei” Słowackiego, gdzie wszystko, co ważne, dzieje się w snach właśnie, nic nowego, nic nowatorskiego, a czytasz i przecierasz oczy ze zdumienia, jak można wykorzystać taki motyw. Bez łapania klasyków za kostki: „Sen nr 9” Mitchella, czy ostatnio sny w „Poważnym człowieku”.

Ciężko określić ilość czasu, którą spędza się pracując nad scenariuszem. Pamiętasz jakieś ekstremalne sytuacje, kiedy pisanie tekstu trwało bardzo krótko lub wyjątkowo długo?

Samo pisanie, jak pomysł już jest i wiem, co i jak chcę opowiedzieć, to chwila, moment. Jedyny problem, to czas, bo wiem, że jak siądę, to nie odejdę od tego, dopóki nie skończę...Inna sprawa, że Mateusz Skutnik się ze mnie śmieję, że jestem jedynym znanym mu przykładem scenarzysty, na którego czeka rysownik, a nie odwrotnie... 

Czas leci, a scenariusz się nie klei – co robisz? Masz jakieś sposoby na radzenie sobie z pisarską blokadą?

Blokada to 80% czasu spędzonego na wymyślaniu historii, nie ma dobrego rozwiązania i żadne nie działa...
 
Gotowy scenariusz starasz się traktować jako zamkniętą całość, czy raczej poprawiasz go do samego końca prac nad komiksem?

To zamknięta całość. Poprawiam jedynie jakieś braki czy lekko zmieniam dialogi.

Który moment komiksowej kariery wspominasz najlepiej?

Chyba ten właśnie:)

Jakie masz plany na przyszłość? 

Kilka shortów, między innymi jeden z Agatą Barą, które może ułożą się w jedną całość, literatura byłaby tu wspólnym mianownikiem. Mam nieskończony album dla Mateusza Skutnika (ale on może poczekać, patrząc na to ile Mateusz ma scenariuszy w kolejce), chciałbym skończyć wreszcie NH (czyli historie o Nowej Hucie), no i luźne shorty, min. jeden z Kamilem „Kurtem” Kochańskim, coś na MFK może w końcu wyślę...

Tak na szybko - macie jakieś pytania do Karola?

W lipcu na blogu: Dennis Wojda

Brak komentarzy: