środa, 10 marca 2010

Tobiasz Piątkowski - jazda obowiązkowa

TOBIASZ PIĄTKOWSKI (rocznik ’79) jest absolwentem Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. To scenarzysta m.in. serii „Status 7”, „48 stron” i „Rezydenta”( z rysunkami Roberta Adlera), albumu „Najczwartsza RP” (z Przemysławem Truścińskim), serii „Pierwsza Brygada” (z Januszem Wyrzykowskim i Krzysztofem Janiczem) oraz komiksów i magazynów dziecięcych. Jego komiksy w Resecie były pierwszą rzeczą, na jaką zwracało się uwagę po zakupie magazynu. 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z komiksem? Co pchnęło cię do pisania scenariuszy komiksowych? I dlaczego akurat komiksowych, a nie filmowych czy teatralnych?  

TOBIASZ PIĄTKOWSKI: Zaczęło się w szkole średniej - trafiłem do klasy plastycznej, gdzie wśród innych utalentowanych osób znalazł się również Robert Adler - obecnie jeden z najlepszych rysowników komiksowych w Polsce. Komiksami interesowałem się od dzieciństwa, w kioskach pojawiały się coraz ciekawsze wydawnictwa zachodnie, mieliśmy wiele pomysłów do zrealizowania. Komiks najlepiej się do tego nadawał - stosunkowo prostymi środkami można w nim kreować światy rozmachem dorównujące filmowym, operować obrazem, słowem, rytmem i kompozycją plansz. Spróbowaliśmy, potem trafiliśmy do miesięcznika Reset, gdzie pozwolono nam szaleć do woli i na dodatek płacono za efekty. Chwilę później okazało się, że mamy 2 pełnometrażowe albumy...

Które dzieła wywarły na Ciebie największy wpływ, kto jest Twoim pisarskim wzorem? Opowiedz o swoich inspiracjach, również tych pozakomiksowych.  

Zupełnie nie wiem, co odpowiedzieć. Oprócz religijnej czci dla Mike'a Mignoli i Andreasa mógłbym wymienić setki inspiracji. Właściwie wszystko potrafi zainspirować - od artykułu w Europie, przez fatalny niskobudżetowy film sci-fi w środku nocy, po któryś z dziesiątków blogów o kinie grozy lat 60-tych. Od strony technicznej najwięcej czerpię z kina - nie na darmo storyboardy do filmów mają formę komiksową. Kino uczy operować kadrem, opowiadać sprawnie historię, dozować napięcie, panować nad wątkami itp.

Trzy najlepsze komiksy, które przychodzą Ci do głowy zawsze, kiedy ktoś budzi Cię w nocy i zadaje takie głupie pytanie?  

Rork Andreasa, Hellboy Mike'a Mignoli, BLAME Tsutomu Nihei.

Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym był, jak oceniasz go z perspektywy czasu?

Niestety, nie pamiętam. Od pewnego momentu ilość stron, które napisałem, zaczęła iść w setki i przysypały one zapewne marne początki.

Pierwsze scenariusze pisałeś intuicyjnie, czy opierając się o teoretyczną, książkową wiedzę?

Nie wspierałem się teorią, szukałem swoich pomysłów na opowiadanie historii. Zasady poznałem, kiedy już wszystkie złe nawyki były zbyt silne, żeby je zwalczyć. Choć uważam się za tradycjonalistę i w scenariuszu zawsze staram się dbać o rzetelność konstrukcji i podania fabuły.

Masz jakieś własne, specyficzne metody pracy nad scenariuszem? Opowiedz o kolejnych etapach pisania.

Nie wiem właściwie jakie są niespecyficzne - ja zaczynam zawsze od podziału na rozkładówki, potem w ramach planszy robię proste storyboardowe szkice kadrów - gdzie kto stoi, gdzie jest kamera, z której strony coś się pojawia. Nie jest to zobowiązujące dla rysowników, ale znacząco pomaga, oraz ułatwia najnudniejszą dla mnie część pracy, czyli opisywanie kadrów. Potem dialogi i gotowe - można wysyłać. W miarę jak się starzeję, zmienia się moje podejście do tekstu w komiksie. Kiedyś uważałem, że powinno go być jak najwięcej, część literacka dominowała nad graficzną. Prawdopodobnie było to związane z jakimś pisarskim niespełnieniem. Teraz zaczynam wręcz unikać dialogów, rezygnuję ze stylizacji języka, oczyszczam formę, badam ile można przekazać samym ujęciem, detalem, scenografią.

Masz jakieś ulubione cechy, którymi zwykłeś obdarzać wymyślone postacie, ulubione motywy, do których wracasz w kolejnych scenariuszach?

Często pracuje na zlecenie, robię rzeczy dla dzieci, na licencji itp. Wtedy się ograniczam, staram się ciekawie opowiedzieć historie w ramach potrzeb klienta. W komiksach autorskich dość często operuję parą bohaterów. Kontrastowe zestawienie postaci jest zawsze atrakcyjne i pomaga określać świat z odmiennych perspektyw.

Piszesz scenariusze w postaci luźniejszych opowiadań czy precyzyjnie rozpisanych kadrów? Opracowujesz storyboardy czy tylko sugerujesz rozmiar kadrów?

O metodzie pracy już pisałem. Mogę jedynie dodać, że zależy ona również od sytuacji. Z Robertem pisaliśmy komiksy razem, od razu na planszy, w rozmowie dopracowując dialogi. Kiedy nie mam bezpośredniego kontaktu z rysownikiem muszę planować precyzyjniej.

Częściej planujesz całą historię w głowie, a dopiero potem siadasz do rozpisywania jej na kadry, czy pozwalasz jej żyć, rozwijać się wraz z każdą kolejną stroną bez całościowego planu?

Zawsze muszę znać cel opowiadanej historii, puenta określa sposób prowadzenia wątków. Zazwyczaj plan ogólny mam w głowie, kiedy siadam do rozrysowywania plansz.

Jakie rozwiązania scenopisarskie – w stylu bohatera budzącego się na ostatniej stronie i stwierdzający, że wszystko było snem - wyjątkowo grają Ci na nerwach?  

Nie lubię rzeczy źle opowiedzianych. Jeśli sama historia nie jest błyskotliwa, ale zaprezentowano ją sprawnie mogę wiele wybaczyć. Nie lubię też bezmyślnego okrucieństwa, choć w sumie wysłałem na tamten świat dziesiątki postaci. Niestety, często wpadają mi w ręce komiksy, w których znęcanie się nad bohaterami stanowi temat sam w sobie, nie służy niczemu.

Ciężko określić ilość czasu, którą spędza się pracując nad scenariuszem. Pamiętasz jakieś ekstremalne sytuacje, kiedy pisanie tekstu trwało bardzo krótko lub wyjątkowo długo?

Mój rekord to 22 strony w półtora dnia, ale miałem wcześniej przygotowany storyboard i żona podawała mi napoje regeneracyjne. Nie powiem co to był za komiks. Kłopoty mam wtedy, kiedy storyboard jest gotowy, historia jest poukładana, a ja muszę usiąść i przelać to, co mam w głowie, na zrozumiałe opisy - to dość mechaniczna robota.

Czas leci, a scenariusz się nie klei – co robisz? Masz jakieś sposoby na radzenie sobie z pisarską blokadą?

Najlepsza metoda to odpuścić i pozwolić, by termin przybliżył się niebezpiecznie - to niezwykle mobilizuje i jakoś wszystko magicznie układa się na miejscu. Kosztem są zazwyczaj niedospanie i nerwowość.

Gotowy scenariusz starasz się traktować jako zamkniętą całość, czy raczej poprawiasz go do samego końca prac nad komiksem?

Nie wracam do zamkniętych projektów. Nie wtrącam się przesadnie do realizacji, uznaję, że rysownik ma prawo do interpretacji mojej pracy na swój sposób. Dla mnie najważniejsza jest świadomość, że na poziomie scenariusza zrobiłem wszystko jak najlepiej oraz, że w jakiś sposób jest to oryginalne na tle poprzednich realizacji. Podobno Lars von Trier pozwala producentom robić wszystko ze swoimi filmami, o ile ma gwarancję otrzymania jednej kopii w wersji reżyserskiej. Rozumiem go chyba.

Który moment komiksowej kariery wspominasz najlepiej?

Kariera to duże słowo. Najmilej chyba wspominam pierwszy wyjazd na festiwal do Łodzi, jeszcze w ogólniaku. Oglądaliśmy wtedy wystawę plansz Przemka Truścińskiego - był dla nas gwiazdą. Teraz, po ponad dekadzie, robię z Przemkiem trzeci komiks...

Jakie masz plany na przyszłość?

Drugi tom Pierwszej brygady, mam nadzieję, realizacja projektu Hardkor44 i może wreszcie uda mi się napisać i zilustrować książkę dla dzieci. Córka będzie dobrym recenzentem.

Brakujące ilustracje do tekstu pojawią się wkrótce. 

Jeśli macie jakieś pytania do Tobiasza, zadajcie je w komentarzach. 

Brak komentarzy: