W początkach swojej kariery Jeż był zinowym kontrkulturowcem, pokazującym dumnie fucka różnej maści fanatykom i debilom. Teraz albumy z Jeżem wydawane są w stałym cyklu, w twardych okładkach, kolczasty jest maskotką MFKiG i czeka go występ w filmie. Czy Jerzy zaprzedał się Babilonowi?
RAFAŁ SKARŻYCKI: Bynajmniej. Po prostu rozwinął skrzydła. Seria powstała w połowie lat 90. – nie były to najłaskawsze czasy dla polskich autorów i fanzin był nie tyle wyborem, co koniecznością, jeśli miało się ochotę pokazać swoją twórczość. Stąd debiut Jeża w… szkolnej gazetce „Frytki”. Później była propozycja publikacji w „Kelvinie i Celsjuszu” – podpisaliśmy umowę na siedemnaście odcinków, ale przed ukazaniem się pierwszego magazyn padł. Z gotowym materiałem zaczęliśmy z Tomkiem szukać miejsca dla Jerzego i znaleźliśmy go w „Świerszczyku” i „Ślizgu”. Wersji świerszczykowej nie nazwałbym kontrkulturową (fucki też tam raczej w grę nie wchodziły), więc początki wcale nie były takie alternatywne. Na pewno na charakter serii i to, że ostatecznie postawiliśmy na „dorosłą” wersję jeża, miała wpływ moja i Tomka fascynacja ostrymi, undergroundowymi produkcjami (np. „Zakazany owoc”, „Celynka”).
Świat Jeża Jerzego jest tak bogaty, że możesz pisać o nim w nieskończoność. Czy przez głowę przeszła Ci możliwość zakończenia tego cyklu, czy też póki będą czytelnicy, póty Jeż wciąż będzie się pakował w kłopoty?
Myśl o zakończeniu cyklu przeszła mi przez głowę kilka razy. Pierwszy raz po napisaniu owych siedemnastu scenariuszy dla „Kelvina i Celsjusza”. Od tamtej pory okresowo powraca. Podejrzewam, że za którymś razem pozostanie – to będzie oznaczało koniec serii, niezależnie od jej popularności.
Czy sukces przygód Jerzego, którego powołaliście z Tomkiem Leśniakiem do życia w liceum, wpłynął na taki, a nie inny tok Twojej zawodowej kariery?
Na pewno tak – bez jeża nie byłoby „Tymka i Mistrza” i wielu innych komiksów naszego autorstwa. Z pewnością, gdyby nie Jerzy, to w ogóle nie zajmowałbym się pisaniem scenariuszy komiksowych – wcześniej pisanie kojarzyło mi się wyłącznie z literaturą (pisałem opowiadania i inne teksty, głównie do szuflady, ale nie scenariusze).
Ostatni występ Tymka i Mistrza miał miejsce w Komiksowym Becikowym. Masz jakieś plany odnośnie tej serii, czy odstawiłeś ją na boczny tor?
„Tymek i Mistrz” liczy obecnie ponad 200 epizodów, co daje ponad 400 plansz komiksu. W całości dysponujemy prawami autorskimi do tego materiału, w związku z czym gdyby tylko znalazł się wydawca zainteresowany tym tytułem, to mamy gotowy materiał na kilka najbliższych lat. Z tego powodu nie widzę sensu pisaniu kolejnych scenariuszy „Tymka”. Na pewno, z różnych powodów, nie robimy z Tomkiem wszystkiego, co w naszej mocy, żeby wznowić publikację tej serii – można więc powiedzieć, że „Tymek i Mistrz” nie jest obecnie na naszej liście twórczych priorytetów. Nie jest też powiedziane, że tak pozostanie na zawsze.
Czy możesz jakoś porównać doświadczenia z pisania książki i pisania komiksu? Co sprawia Ci większą frajdę?
Pisanie nie często jest frajdą. Zazwyczaj to zajęcie frustrujące (zwykle z tego powodu, że pomysł wydaje się dużo lepszy, niż jego realizacja – to dlatego nie napisane książki i nie narysowane komiksy są najlepsze).
Pisząc scenariusz trzeba pamiętać, że słowa są tylko wskazówką, szkicem, punktem wyjścia do pracy rysownika, bądź ekipy filmowej. Scenariusz to tekst techniczny, instruktażowy – coś na kształt przepisu w książce kucharskiej – scenarzysta sugeruje proporcje, przyprawy, sposób przyrządzenia i obiecuje pewien rodzaj wrażeń smakowych. W przypadku prozy słowa są wszystkim – powieściopisarz nie ma innego sposobu oddziaływania na czytelnika. W dodatku jest całkowicie odpowiedzialny za to, czy wyjdzie mu zakalec, czy smakowite ciasto.
Nie wiem, jak inni, ale ja lubię pisać zarówno scenariusze, jak i prozę.
Jak wygląda Twój udział w pracach nad filmem o Jerzym? Napisałeś scenariusz, a potem zostawiłeś wszystko ekipie, czy wciąż nadzorujesz produkcję?
Napisany scenariusz to początek pracy nad filmem. W przypadku animacji scenariusz jest niezwykle istotny – w naszych warunkach produkcyjnych nie możemy liczyć na to, że w razie potrzeby zrobimy szybko parę „dokrętek” (animacja dodatkowej sceny to kilka tygodni pracy). Dlatego zanim animatorzy przystąpili do pracy, wspólnie z reżyserami filmu bardzo dokładnie analizowaliśmy scenariusz i przekładaliśmy go najpierw na storyboard, a potem animatik – na tym etapie podejmowaliśmy wspólnie wiele decyzji, które trudno podzielić ze względu na role typu: scenarzysta, reżyser. Po prostu działaliśmy w zespole zastanawiając się, jak najlepiej przełożyć mój tekst na film. Kiedy wszystko mieliśmy ustalone, rozpoczęła się właściwa faza produkcji filmu, która wciąż trwa. Na początek aktorzy nagrali swoje kwestie, a potem animatorzy przystąpili do pracy. Na tym etapie to reżyserzy podejmują decyzje – miłe z ich strony jest to, że przy ważnych zmianach pytają mnie o zdanie i wspólnie ustalamy, co robić (w praktyce filmowej scenarzyści raczej nie mogą liczyć na taki luksus). Od czasu do czasu oglądam kolejne partie filmu i dzielę się swoimi wrażeniami. Poza tym jestem w stałym kontakcie z Tomkiem i temat filmu często pojawia się w naszych rozmowach. Oprócz tego jestem w kontakcie z producentem filmu – ostatnio coraz częściej rozmawiamy o promocji i dystrybucji „Jeża Jerzego”.
Prócz książki masz na koncie również scenariusze filmowe. Czy to właśnie na działalności literacko-filmowej zamierzasz się teraz skupić?
Na pewno film i literatura stanowią dla mnie większe wyzwanie – albumów komiksowych wydałem około dwudziestu, publikacji w prasie nie jestem w stanie podliczyć. W tej chwili kończę prace nad swoją drugą powieścią. Po głowie chodzą mi pomysły na scenariusze filmowe. Chciałbym też namówić Tomka na zrobienie premierowego komiksu z Jeżem na październik, ale to będzie bardzo trudne. Prawdę mówiąc, interesuje mnie opowiadanie ciekawych historii – nie jest dla mnie najważniejsze, czy formie filmu, komiksu, czy książki.
Jeżeli miałbyś z kimś stworzyć komiks, obojętnie czy byłby to scenarzysta czy rysownik, kto by to był? (autor: Kubidło)
Sporo nazwisk przychodzi mi do głowy. Lista marzeń mogłaby wyglądać np. tak: Jakub Rebelka, Ernesto Gonzales, Przemek Truściński, Śledziu, KRL, Piotrek Kowalski, Tomek Piorunowski, Krzysiek Ostrowski, Tadeusz Baranowski, bracia Minkiewicze, Tomek Niewiadomski, Neil Gaiman, Dave McKean, Mike Mignola, Robert Crumb, Joan Sfar, Milo Manara…
Skąd pomysł na Jeża? (autor: Kubidło)
Ze studni nieświadomości. Jak wszystkie pomysły.
Czy wiadomo ile lat ma Jerzy? I czy jeże lata przeliczają się jakoś na ludzkie?
Jeż urodził się w 1993 roku – w przyszłym roku osiągnie więc pełnoletniość. Jak na jeża jest prawdziwym matuzalemem – jeże żyją 8, 10 lat…
Dziękujemy Rafałowi Skarżyckiemu! W następnym odcinku - Tobiasz Piątkowski!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz