GRZEGORZ JANUSZ urodził się w 1970 roku w Łowiczu, z wykształcenia jest germanistą. Od 20 lat mieszka w Warszawie. Publikował m.in. w Nowej Fantastyce, Machinie, Playboy'u i Frondzie. Ma na koncie scenariusze albumów z cyklu "Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona" ("Esencja", "Romantyzm"), oraz mnóstwo krótszych historii publikowanych m.in. w antologiach "Komiks Forum", "44", "Syberyjskie sny", "W sąsiednich kadrach", "City Stories" i katalogach MFKiG. Współpracuje ze śmietanką polskich rysowników, w tym Krzysztofem Gawronkiewiczem, Jackiem Frąsiem i Jakubem Rebelką. Z łatwością wygrywa przeróżne konkursy komiksowe. Częstuje doskonałym tytoniem w ręcznie zwijanych papierosach.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z komiksem? Co pchnęło cię do pisania scenariuszy komiksowych? I dlaczego akurat komiksowych, a nie filmowych czy teatralnych?
GRZEGORZ JANUSZ: Początki były trudne. Bardzo chciałem pisać scenariusze komiksów, ale rysownicy w ogóle się do mnie nie zgłaszali. Byłem wówczas pewien, że najpierw powstają obrazki, a scenarzysta dopiero potem wypełnia dymki.
A co mnie pchnęło? Po prostu bardzo lubię komiksy (a może więcej). Ale zdarzyło mi się napisać coś do filmu i nawet do teatru.
Które dzieła wywarły na Ciebie największy wpływ, kto jest Twoim pisarskim wzorem? Opowiedz o swoich inspiracjach, również tych pozakomiksowych.
– Absolutne mistrzostwo to "Simpsonowie" i "Futurama". Wszystkiego nauczyłem się (czy wręcz zerżnąłem) z tych seriali.
Trzy najlepsze komiksy, które przychodzą Ci do głowy zawsze, kiedy ktoś budzi Cię w nocy i zadaje takie głupie pytanie?
– "Pixy", "Najgorsza kapela świata", "La nouvelle pornographie" (obudzony w środku nocy nie wymieniłbym tego ostatniego tytułu, gdyż nie wiem, jak się go wymawia).
Pamiętasz swój pierwszy scenariusz? O czym był, jak oceniasz go z perspektywy czasu?
– Mój pierwszy scenariusz to "Ratman spotyka Van Gogha" (Nowa Fantastyka 4/1995, rys. Tomasz Niewiadomski) opowiadający o spotkaniu szczuropodobnego stwora ze słynnym malarzem. Do dziś cenię ten komiks, chociaż mniej niż kiedyś podobają mi się obrazy Van Gogha. Drugi scenariusz to "Rzeka z podwójnym dnem" (Nowa Fantastyka 7 / 1995, rys. Krzysztof Gawronkiewicz) opowiadający o wędkarstwie. Też go wciąż lubię. Co ciekawe, w przypadku "Rzeki" najpierw powstały obrazki, a potem tekst. Trzeci scenariusz to "Jedynak" (Czas komiksu 2, rys. Krzysztof Gawronkiewicz) i wolałbym o nim nie mówić.
Pierwsze scenariusze pisałeś intuicyjnie, czy opierając się o teoretyczną, książkową wiedzę?
– Nie ma książek o pisaniu scenariuszy komiksowych. Nie ma nawet, co dziwne, komiksów poświęconych temu ważkiemu zagadnieniu. Zdarza mi się czytać poradniki pisania scenariuszy filmowych, ale nie trzymam się kurczowo zawartych w nich reguł, a czasem robię wszystko na odwrót...
Masz jakieś własne, specyficzne metody pracy nad scenariuszem? Opowiedz o kolejnych etapach pisania.
– Nie potrafię wyróżnić i nazwać poszczególnych etapów. Nie wiem, jak to się dzieje. Za każdym razem, gdy próbowałem to zaobserwować, natychmiast przestawałem pisać.
Masz jakieś ulubione cechy, którymi zwykłeś obdarzać wymyślone postacie, ulubione motywy, do których wracasz w kolejnych scenariuszach?
– Pewnie tak, ale ktoś z zewnątrz musiałby to zbadać, ja się nie podejmuję, jestem kiepskim teoretykiem. Po długim namyśle przychodzi mi do głowy, że lubię wplatać do scenariuszy stare kawały.
Piszesz scenariusze w postaci luźniejszych opowiadań czy precyzyjnie rozpisanych kadrów? Opracowujesz storyboardy czy tylko sugerujesz rozmiar kadrów?
– Zasadniczo staram się rozbić opowieść na plansze i kadry, ale ostateczna decyzja należy do rysownika. Moje opisy nie są zbyt szczegółowe, gdyż zazwyczaj pracuję z artystami, do których mam pełne zaufanie.
Częściej planujesz całą historię w głowie, a dopiero potem siadasz do rozpisywania jej na kadry, czy pozwalasz jej żyć, rozwijać się wraz z każdą kolejną stroną bez całościowego planu?
– Najpierw dokładnie planuję, sporządzam szczegółowe notatki, wykresy i szkice, a potem w trakcie pisania bezlitośnie łamię wszelkie plany, umowy i obietnice.
Jakie rozwiązania scenopisarskie – w stylu bohatera budzącego się na ostatniej stronie i stwierdzający, że wszystko było snem – wyjątkowo grają Ci na nerwach?
– Przebudzenie (w szerokim znaczeniu tego słowa) jako pointa nie musi być wcale takie złe i banalne, czego przykładem są filmy "Podziemny krąg", "Harry Angel" czy "Otwórz oczy". Sen to sprawdzona, ale niewyczerpana metafora. Chodzi mi po głowie pomysł, żeby napisać coś kończącego się w ten sposób. A najgorsze rozwiązanie: w finale bohaterowie spotykają Pana Autora. Chyba tylko Baranowski umiał tym się bawić.
Ciężko określić ilość czasu, którą spędza się pracując nad scenariuszem. Pamiętasz jakieś ekstremalne sytuacje, kiedy pisanie tekstu trwało bardzo krótko lub wyjątkowo długo?
– Właśnie jestem w trakcie takiego niepoważnego przedsięwzięcia. Pod koniec listopada zlecono mi przygotowanie 40 krótkich tekstów i dano czas do końca ubiegłego roku. Aktualnie (5 stycznia, a więc już sporo po terminie) pracuję nad tekstem nr 37.
Z kolei nad scenariuszem zatytułowanym roboczo "Zakazane piosenki II" siedzę już z dziesięć lat.
Czas leci, a scenariusz się nie klei – co robisz? Masz jakieś sposoby na radzenie sobie z pisarską blokadą?
– Otwieram na przypadkowej stronie słownik ortograficzny lub sennik egipski. Ale to nie działa.
Gotowy scenariusz starasz się traktować jako zamkniętą całość, czy raczej poprawiasz go do samego końca prac nad komiksem?
– Ciągle poprawiam. Nie potrafię przestać. Chętnie pozmieniałbym pewne rzeczy w zrealizowanych komiksach.
Który moment komiksowej kariery wspominasz najlepiej?
– Niniejszy.
Jakie masz plany na przyszłość?
– W przyszłości planuję poeksperymentować. Mam w planach napisać historię, która obędzie się bez słów i bez obrazków [jak "La nouvelle pornographie" i jak "A" (załączony, rys. Tomasz Niewiadomski)] oraz dopracować scenariusz komiksu, na planszach którego widnieją wielkie numery stron na środku i malutkie obrazki w stopce.
Jako ilustracje wykorzystano fragmenty komiksów "Przebiegłe dochodzenie Ottona i Watsona: Romantyzm" (rys. Krzysztof Gawronkiewicz) i "A" (rys. Tomasz Niewiadomski).
Jeśli macie jakieś pytania do Grzegorza Janusza - zadajcie je w komentarzach. Odpowiedzi na najciekawsze z nich znajdą się w drugiej części wywiadu.
1 komentarz:
Czy i ewentualnie kiedy możemy się spodziewać kontynuacji przygód dwójki wspaniałych detektywów Ottona i Watsona?
Prześlij komentarz