wtorek, 28 września 2010

Sławomir Zajączkowski - nie znamy wspaniałych opowieści

W drugiej części rozmowy ze Sławomirem Zajączkowskim o wizualizacjach, porywaniu się na szalone oraz Samozwańcu, Piastach i Jadwidze.

Jak wygląda współpraca z instytucjami pokroju IPN czy Ars Cameralis? Czy wtrącają się w proces twórczy, czy może służą dodatkową pomocą?

SŁAWOMIR ZAJĄCZKOWSKI: To profesjonalne firmy.

Ars Cameralis to instytucja współpracująca z twórcami działającymi na różnych polach. Napisałem fragment scenariusza, a Krzysztof zrobił jedną stronę (w komiksie to strona nr 3). Po tej „prezentacji” nikt nie wpływał na proces twórczy. Co do scenariusza poproszono nas tylko o to, żeby w komiksie znalazła się scena przemowy Korfantego w Reichstagu (przyznajmy, że to strasznie „niekomiksowe”) i żeby dodać na początku rysunek z Bismarckiem. Dostaliśmy ogromne wsparcie jeśli chodzi o książki, albumy, wszelkie publikacje; mogliśmy liczyć na pomoc językowa i historyczną. Kilka rzeczy po uwagach historyków musieliśmy zmienić.

IPN – tu jest współpraca bardziej ścisła. IPN zamawia temat komiksu, planuje konspekt historii, wydarzeń, które powinny mieć w nim miejsce. Dostajemy książki, relacje, zdjęcia bohaterów, broni itd. Rola IPN-u jest więc ogromna. Potem ja piszę, IPN akceptuje scenariusz (często jest to kolejna wersja scenariusza), Krzysztof rysuje i ponownie wszystko wraca do historyków; gdy komiks jest gotowy, nanosimy po uwagach historyków ostateczne zmiany w tekstach i w rysunkach. Słowem pracy jest dużo. Historycy zawsze starają się dodać jak najwięcej dat, nazwisk i faktów - i o to na przykład czasami jest spór.

Ogólnie mówiąc uważam, że scena wymyślona w komiksie historycznym, czasami więcej mówi o danej epoce niż historyczny fakt. Czasami też lepiej pasuje do dramaturgii zdarzeń. Tylko, że te sceny trudno przechodzą przez sito recenzentów i konsultantów historycznych, gdyż przyjmuje się, że sceny w „komiksie historycznym” muszą być wyłącznie oparte na faktach. W tym sensie żaden historyk nie uzna „Kapitana Klossa”, czy „Podziemnego frontu” za komiks wojenny, lecz za fantastykę lub propagandę. Tu są poważne trudności z pisaniem scenariusza „komiksu historycznego”, tak aby uzyskał on kształt zgodny z oczekiwaniami historyków.



Jak zostałeś scenarzystą komiksów historycznych? Specjalizujesz się w jakimś okresie historycznym czy, powiedzmy, z równą łatwością przeskoczyłbyś od Piastów do Powstania Styczniowego? Jak wygląda twój research przed rozpoczęciem pracy nad komiksem?

Nie specjalizuję się w żadnym okresie historycznym.

Jeśli chodzi o Piastów, to myślę, że poszedłbym w tematy uniwersalne i osobiste: zdrad, walki rodów i książąt o tron, intryg, szaleństw monarchów, zamachów, miłostek, rodowych ambicji, początków chrześcijaństwa.

Bardzo dobry kierunek fabularyzowania historii pierwszych Piastów pokazał w swych książkach Karol Bunsch. Może należałoby iść jego tropem.

Powstanie styczniowe – z tym chyba byłoby prościej, bo myślę, że i dokumentacja historyczna jest większa a i temat został już dobrze „przerobiony” przez twórców (Grottger, Żeromski). Więcej jest ikonografii. Łatwiej to wszystko zrozumieć.

Jeśli chodzi o reaserch: zawsze szukam w opisach atrakcyjnych wzrokowo obrazów, jednocześnie takich, które wiążą się jakoś dramatycznie z losami bohaterów i najlepiej – skoro mówimy o komiksie historycznym - z losami kraju. Słowem: momentów przełomowych. I szukam też akcji, bohaterów w działaniu.

Twój ulubiony okres historyczny, wydarzenia, które cię fascynują, to?

Nie mam szczególnie ulubionego okresu historycznego. Natomiast czytając książki historyczne często można spotkać opisy wydarzeń i losów bohaterów, które aż domagają się filmowej czy komiksowej wizualizacji.

Podam może dwa przykłady.

Pierwszy: Wyobraź sobie – początek XVII wieku, ulice Warszawy przystrojone kwiatami, wypełnione muzyką, gwarem, pełne roześmianego tłumu. Upał. I oto wzorem dowódców wypraw legionów rzymskich do Warszawy wkraczają wojska polskie, które właśnie wróciły z dalekiej, zdawać by się mogło skazanej na porażkę wyprawy, w czasie której przyłączyły do Korony obce ziemie. Obserwujemy marsowe miny husarzy. Lśniące zbroje, konie pełne gracji w odświętnej uprzęży, kwiaty rzucane przez panny w kierunku rycerzy. Na przedzie jedzie wódz – hetman Żółkiewski (niczym cesarz August), a przed nim piechotą idą (niczym wodzowie podbitych plemion germańskich) pojmani i skuci w kajdany: car Wasyl Szujski i jego bracia. Pochód kieruje się w stronę sejmu, tam zwycięskiego wodza i pojmanych władców (znów analogia jak w starożytnym Rzymie) podejmie król i senat. Polska jest wielka. Serce rośnie, prawda? Pytanie co się wydarzyło wcześniej i jak zakończyła się ta historia.

Drugi przykład: I znów Warszawa ok. 180 lat później. Krakowskim Przedmieściem jedzie ciemna więzienna kareta w asyście carskiego wojska. Ludzie odprowadzają smutnym wzrokiem karetę, niektórzy próbują za nią biec, wszyscy mają świadomość, że coś ważnego się kończy, ich gardła rozdziera smutek, chciałoby się wyć z żalu, myśleć co się zrobiło źle, czemu kpiło się z króla. I oto przez zakratowane okienko, z karety wygląda Stanisław August Poniatowski, rzuca spojrzenie na ludzi, którzy byli niegdyś jego poddanymi. Wie, że już nigdy nie zobaczy Polski, a dawni poddani nie zobaczą jego. Uwięziony, udaje się na wygnanie do Rosji. Polski nie ma.

Tworząc komiksy historyczne zawodowo, myślę, że trzeba by było działać jak dziewiętnastowieczni malarze historyczni, szukać wydarzeń kluczowych, o wielkim ładunku emocjonalnym. Współcześni Matejce widzowie łatwo odnajdywali w jego obrazach sens, rozpoznawali wszystkich bohaterów płótna (nawet drugoplanowych), bo znali dobrze ich historie. Dzisiaj to jest nieczytelne, nie tyle sam obraz jako symbol jakiegoś wydarzenia (tego uczymy się bezwiednie w szkołach) – ale jego treść narracyjna, ukryte w nim jednostkowe historie bohaterów. Trzeba je odkryć i jeszcze raz opowiedzieć – wydaje mi się, że szansą na takie opowieści jest KOMIKS.



Jakie historyczne tematy chciałbyś jeszcze przepracować w komiksowej formie? To ty zwracasz się do wydawców z tematami, czy to oni zgłaszają zapotrzebowanie na konkretny komiks?

Do tej pory to wydawcy zgłaszali się do mnie z zapotrzebowaniem na konkretny komiks.

Co do własnych pomysłów, to nie myślałem dotąd o czymś konkretnym.

Powiem może ogólnie: według mnie powinno być więcej komiksów pokazujących zwycięstwa militarne, naukowe, dyplomatyczne. Takich, w których Polacy porywali się na szalone rzeczy i to osiągali. Powinniśmy czuć, że mieliśmy fajną historię i ciekawych przodków. Czemu np. nie ma komiksu/filmu/teatru o Pawle Włodkowicu? Przecież to postać formatu światowego. Czemu nie ma musicalu czy animacji dla dzieci o młodziutkiej dziewczynce – a już królowej - Jadwidze? Czemu nie ma beletrystycznego komiksu/epickiego filmu o Polakach na Kremlu, o zatrzymaniu muzułmanów pod Wiedniem, czy bolszewików pod Warszawą?

My tak naprawdę nie znamy tych wspaniałych opowieści.

Ja myślę, że gdyby te tematy były dobrze, nowocześnie komiksowo zrobione zainteresowałyby też czytelników w Europie. Trochę o marzeniach, o takiej serii pokazującej wkład Polski w europejską historię mówił Przemek Truściński w wywiadzie dla „Mówią Wieki”. I ja się z tym zgadzam. Bo niby czemu tylko my w Polsce mamy czytać komiks o Komunie Paryskiej wydany przez „Egmont Polska” na francuskiej licencji? Trzeba też dać szansę polskim czytelnikom, ale i Francuzom, przeczytania komiksu np. o Dytmitrze Samozwańcu czy Bolesławie Śmiałym. Takie rzeczy są możliwe.

Ucząc bawisz, czy bawiąc uczysz? Co jest ważniejsze dla ciebie, a co dla twoich wydawców?

Dla wydawców naszych komiksów edukacja jest bardzo ważna.

W IPN-nie na przykład praktycznie nie przechodzą przekleństwa, nie jesteśmy też pewni recepcji współczesnych czytelników jeśli chodzi o obraz wojny, co np. z brutalnością niektórych scen? Czy brutalne sceny, w które obfitowała wojna, nie są zbyt drastyczne dla (młodego?) czytelnika? Tego ja też nie wiem. I trochę ten brutalizm scen jest przez IPN łagodzony.

Co do mojego poglądu na edukację, to powiem, że ja nigdy nie lubiłem szkoły. Odkąd skończyłem LO, obiecałem sobie, że moja noga nigdy więcej nie postanie w żadnej szkole. Zawsze uważałem, że „człowiek rodzi się mądry, ale potem idzie do szkoły” (śmiech). A teraz robię komiksy, które mają być w założeniu edukacyjne. Dziwnie to się ułożyło. Przyznam, że mam z tym kłopoty. Po publikacji „Korfantego” słyszałem np. opinie, że gimnazjaliści w tym komiksie palą papierosy na hałdzie – co nie jest zbyt edukacyjne.



Duża część społeczeństwa wydaje się dość niechętnie nastawiona do eksperymentów dotyczących bohaterów narodowych. Spotkałeś się z jakimiś wojowniczymi reakcjami na przedstawianie historii Polski w komiksowej formie? Ktoś zarzucił ci naciąganie faktów, szafowanie nazwiskami?

Poniekąd nie dziwię się tej niechęci. Każde mądre społeczeństwo broni się przed opluwaniem własnych symboli czy przed poniewieraniem narodowych bohaterów. Czym innym jest krytyka, świeże spojrzenie na bohatera, czym innym świadome jego zohydzanie. Umówmy się, że nie wszystkim twórcom zależy na przedstawianiu bohaterów narodowych w korzystnym świetle. Także nie wszystkim krytykom/recenzentom.

Jeśli chodzi o wojownicze reakcje, to chyba tylko w lokalnym wydaniu „Gazety Wyborczej” była taka „wojownicza” recenzja komiksu o Korfantym. Dotyczyła i treści komiksu, i naciągania faktów, ogólnie komiksowej formy i współudziału w winie wydawcy. Wszystkiego. Wydaje mi się, że recenzent „GW” nie zrozumiał też specyfiki komiksu. Albo zobaczył w tym komiksie jakieś inne zagrożenie.

W wywiadzie dla Ziniola mówiłeś o twoim sposobie na opowiadanie o wydarzeniach, postaciach historycznych w komiksie. A jak radzisz sobie z kompilowaniem zagadnień o literaturze idącej w tomy w ramach niewielkiej objętości komiksowego albumu? Historię Korfantego rozbiłeś na trzy epizody, jakie jeszcze sztuczki stosujesz?

Przy Korfantym faktycznie trzeba było przeczytać wiele stron, po to by znaleźć najatrakcyjniejsze obrazy. Ponadto te obrazy musiały się potem ułożyć w pewną logiczną całość. To było trudne. Dlatego zastosowałem tam pomysł z rozbiciem na trzy części.

W komiksie „Wyzwolenie” wydawca od razu założył, że mają się w nim znaleźć trzy niezależne od siebie epizody. Motywem wiążącym miały być trzy zwycięskie bitwy – z okolic maja 1945 r. - w Lesie Stockim, pod Kuryłówką i w Grajewie.

Skojarzyłem sobie ten zamiar z formalnym zabiegiem zastosowanym w kilku filmach tzw. „polskiej szkoły filmowej”: „Świadectwem urodzenia”, „Krzyżem walecznych” i „Eroicą” – to wszystko były filmy etiudowe. Zawierały one też trzy (!) lub dwa (w przypadku „Eroiki” trzecia część nie została nakręcona) niezależne od siebie epizody. Pomyślałem, że skoro zagrało to w filmach, jest szansa, że zagra też w komiksie.

Przyznam, że wielkie wrażenie zawsze na mnie robiło „Świadectwo urodzenia” Stanisława Różewicza. Tam bohaterami były dzieci. Dlatego pomyślałem, że w etiudach z „Wyzwolenia” też pojawiają się dzieci – ale w symbolicznych, wymyślonych scenach. A pozostałe sceny dla kontrastu będą oparte na faktach. Dziecko jest w „Lesie Stockim” w scenie pierwszej, w „Grajewie” w scenie ostatniej. „Las Stocki” był pisany pierwszy, „Grajewo” ostatnie. To byłaby klamra dla całości (niestety, ostatecznie kolejność epizodów będzie w komiksie inna).

Jeśli już dzieci się pojawiają w „Wyzwoleniu” zawsze są spostrzegawcze, ciekawskie, informują o rzeczach, o których nie wiedzą jeszcze dorośli. To taki hołd dla filmu S. Różewicza, no i sztuczka, o którą pytałeś.



Czy czytelnicy komiksów historycznych to ci sami czytelnicy, którzy czytają komiksy Egmontu czy Kultury Gniewu?

Nie do końca. Wydawnictwa, które wymieniłeś, niewiele mają do zaoferowania ludziom, którzy interesują się historią, czy polską kulturą.

Nie ciągnie cię do fikcji – science-fiction, fantasy, współczesnego obyczaju? Scenariuszy stojących na przeciwnym biegunie dla komiksu historycznego?

Ciągnie. Mam nawet jakiś scenariusz komiksu obyczajowego. Chciałbym kiedyś zrobić komiks science-fiction.

Nie do końca zgodzę się z tym, że fikcja stoi na przeciwnym biegunie do komiksu historycznego. To raczej nie krępuje wyobraźni, nie wpływa na jakość utworu. Dla mnie np. w komiksie liczy się biegłość rysunkowa i fabularna, kompozycja kadru i strony, artyzm, przekaz. Przede wszystkim uważam jednak, że sztuka może humanizować lub dehumanizować. I to jest główna oś podziału. To, czy komiks opowiada historię fikcyjną, czy oparty jest na faktach, nie jest z tego punktu widzenia istotne.

Dzięki za rozmowę!

W następnym odcinku: Edvin Volinski!

2 komentarze:

Sebastian Frąckiewicz pisze...

"Wydawnictwa, które wymieniłeś, niewiele mają do zaoferowania ludziom, którzy interesują się historią, czy polską kulturą".

Pewnie,że nie. "Berlin" czy "Krzyk Ludu" to wcale nie są komiksy historyczne. Wydawanie polskich komiksów nie interesuje też - nazwijmy to umownie - fanów polskiej kultury.

Sławomir Zajączkowski pisze...

Napisałem "niewiele". Nie napisałem "nic".

Sąd oparłem na rozmowach z czytelnikami po spotkaniach autorskich(to o nich chodziło w pytaniu).

Owszem - "Berlin: i "Krzyk Ludu" to komiksy historyczne.